Z dumą oznajmiam, że z tego doświadczenia wyciągnąłem bardzo wartościową lekcję. Lekcję, która została ze mną przez całą moją zawodową karierę. Nigdy, pod żadnym pozorem, nie opuszczać studia by zapalić jointa. Od tego dnia zawsze zamykałem drzwi studia i miałem pod ręką puszkę odświeżacza powietrza. To Jim Ladd, legenda amerykańskiego radia, opisujący swoje pierwsze doświadczenia za mikrofonem. Jednak Radio Waves: Life And Revolution On The FM Dial to nie kolejna radosna opowiastka o życiu pełnym sukcesów, jakich tysiące zapełniają półki typowej księgarni. Książka Ladda to opowieść o powstaniu, rozkwicie i upadku autorskiego „zbuntowanego” radia, mającego żywy kontakt ze słuchaczami, którego twórcy kochali muzykę którą grali.
Kiedy Jim zaczynał, w amerykańskim eterze królowały nadające „spokojną” muzykę stacje AM. FM było miejscem na malutkie, nieliczące się rozgłośnie – a więc również miejscem na eksperymenty. Tom Donahue, czterdziestoletni hippis, wykorzystał możliwość eksperymentowania i przekonał właściciela upadającej stacji by ten pozwolił mu wykorzystać ją w zupełnie nowym celu – do przekazywania jakiegoś przesłania za pomocą muzyki. Tom, którego archiwalne audycje krążą jeszcze po sieci, wybierał muzykę tak, by coś sobą komunikowała. Albo wiązały się z tym, co było istotne w danym momencie dla młodej części społeczeństwa, albo – ułożone po kolei – opowiadały rozmaite historie. Nie były muzyka przypadkową. Eksperyment Toma odniósł sukces, a jego stacja stała się legendą 'free form radio’.
Stacje FM zaczęły skutecznie konkurować z gigantami AM. W praktyce stało się to zapowiedzią końca wolności w eterze – pojawiły się koncerny medialne, które zastosowały znany schemat „cztery znane piosenki wybrane specjalnym algorytmem, nazwa stacji, reklama, wracamy do punktu pierwszego”. Gwoździem do trumny free form radio stało się zniesienie obowiązku odczekania trzech lat po zakupie stacji przed jej sprzedaniem – radia stały się przedmiotem handlu takim samym jak wszystko inne, więc właścicielom zależało tylko na szybkim wzroście słuchalności i odsprzedaży produktu dalej…
Jim Ladd miał to szczęście, że w swojej karierze pracował zarówno w radiu „sformatowanym”, jak i w tym prawdziwym. Kochał i to pierwsze – bo od takiego zaczynał poważną prace, i to drugie. W tym pierwszym odniósł olbrzymi sukces – jego audycje były rozpoznawane, w dużej mierze dlatego że udawało mu się wyłamać ze sztywnych nakazów formatu. Jednak w poszukiwaniu wolności odrzucił to i przeszedł do – wówczas trzeciorzędnej – stacji, która dawała mu możliwość samodzielnego planowania tego, co chce opowiedzieć słuchaczom. Ta trzeciorzędna stacja dość szybko stała się najbardziej rozpoznawaną marką w okolicy – i byłoby tak pewnie dalej, gdyby po pewnym czasie nie próbowano jej sformatować… Pojawili się managerowie, konsultanci radiowi dający receptę przed zbadaniem pacjenta… Słuchalność spadała na łeb. Jednak nikt w dużej korporacji nie wycofał wprowadzanych zmian – bo oznaczałoby to konieczność przyznania się do błędu. Formatowanie, jak w informatyce, niszczy. W tym wypadku bezpowrotnie – stacja Jima zaczęła nadawać muzykę z komputera, zrezygnowano nawet z zapowiadaczy…
Książka jest fascynująca – polecam. Niestety, dostępna tylko w języku Szekspira. Mogę udostępnić do wglądu podczas Pingwinariów 🙂
Jeśli ktoś pamięta teledyski do albumu Rogera Watersa Radio K.A.O.S., widział Jima Ladda w roli prezentera radiowego. Dziś można go posłuchać w kalifornijskim radiu KLOS (nadaje również online). Tom Petty nagrał piosenkę Last DJ, której treść jest zainspirowana postacią Ladda.
Utwór ten był (jest nadal?) zakazany w niektórych stacjach…
And there goes the last DJ
Who plays what he wants to play
And says what he wants to say